środa, 12 grudnia 2018

Najsmutniejszy film tego roku - Narodziny Gwiazdy

Będzie krótko, bo oglądam 1983 - cały Wrocław jest obwieszony w reklamach, więc dam temu szansę.

Wczoraj byłam na Narodzinach Gwiazdy, przyznam, że jarałam się na myśl o tym filmie, usłyszałam o nim jakoś w wakacje, no i czekałam z zapartym tchem. Nie zawiodłam się.
Szczerze bardzo lubię Lady Gagę, Bradley Cooper też jest w porządku (no American Hustle to majstersztyk), a razem? Razem wypadli świetnie.
Miałam z początku opory, gdy ogarnęłam, że Cooper będzie grał gwiazdę country, bo o ile wiem, że większość aktorów potrafi śpiewać, to nie każdy powinien to robić. Jednak Bradley okazał się robić to w taki bardzo sympatyczny sposób, czuć pewną emocję, nie sili się na bycie nie wiadomo jakim muzykiem, ale śpiewa przyjemnie, a z Gagą? No kurde.
Przed filmem przesłuchałam sobie soundtrack i już on wprawił mnie w smutny nastrój, chociaż nie spoilerowałam sobie w nawet najmniejszym stopniu o czym ten film dokładnie jest. Ale sama muzyka uświadomiła mnie, że nie będzie to wesoły film.
No i jest taki trochę wesoły, bo miłość, spełnianie marzeń, z drugiej? Nie ma róży bez kolców i już pierwsza scena nas uświadamia, że Jackson Maine grany przez Bradleya Coopera, będzie lubił sobie wypić i nie tylko. SMUTEG.EXE
Piosenka "Shallow" to moja nowa piosenka na depresyjne dni, jest tak piękna, że ło matko. Jestem zakochana w tym duecie. I nie, Gaga nie jest nie wiadomo jaką aktorką, a ten film nie jest z nie wiadomo jakim przesłaniem. Jest to po prostu cholernie smutna historia o miłości, która zachowuje się w tych piosenkach, w radości bohaterów, ich śmiechach, spojrzeniach, kłótniach. Dawno nie czułam się tak przywiązana do postaci, które dopiero poznałam.
Polecam każdemu, idźcie i oglądajcie do cholery to cudo.
I właśnie ogarnęłam, szukając jakiegoś zdjęcia do posta, że to n-ta wersja tego filmu. No cóż. CO Z TEGO? WARTO!

czwartek, 1 listopada 2018

Venom, czyli jak czarny charakter staje się dobry

Nie siedzę za bardzo w uniwersum Marvela, do dziś nie wiem, jak się kończy Infinity War (bez spoilerów, proszę), a postać Venoma kojarzę jedynie z trzeciej części Spider Mana i kilku odcinków serialu animowanego o tym samym tytule z lat dziewięćdziesiątych. Innymi słowy, nie mam pojęcia jak ten film ma się do komiksów (ale odnoszę wrażenie, że marnie). 

Zacznijmy od tego, że Venom jest taki... No nie do końca zły. Ma mroczne imię, wygląda super mrocznie, robi czasem super mroczne rzeczy, ale generalnie nie jest mrocznym, czarnym charakterem. Miałam szczerą nadzieję, że dostaniemy coś oryginalnego - film o kimś niegrzecznym, kto jest niegrzeczny i ma jakieś motywacje, ale w takich sytuacjach scenarzyści zwykle robią to, czego nie powinni, czyli albo dostajemy miałką historię niegrzecznego gościa bez charakteru albo nasz niegrzeczny bohater jest grzeczny. 

Chociaż nie jest to jakieś bardzo złe w tym filmie, jest czarny humor, Venom jest trochę chamem, trochę złodupcem, trochę takim dobrym ziomkiem, można go polubić. Tak samo polubić można Eddiego Brocka, granego przez Toma Hardy'ego. Nie jest on w najmniejszym stopniu jakimś wspaniałym bohaterem w stylu Marvela (poza jedną sceną, krótkim dialogiem wręcz), tylko upierdliwym reporterem, nawet Venom się z niego śmieje, że jest przegrywem itd. Razem tworzą przesympatyczny duet. Reszta bohaterów? No mamy laskę Eddiego, która jest laską Eddiego, chłopaka laski Eddiego, który jest lekarzem, głównego złego i drugiego głównego złego. Pierwszy to taki Elon Musk zmieszany z Bernardem Zobristem z Inferno, taki fajny, mądry, prośrodowiskowiec, przemiły człowiek, wie że Ziemia niedługo jebnie, więc szuka w kosmosie nowego miejsca do życia, przywozi nawet stamtąd Venoma i jego kolegów, w tym drugiego głównego złego, Riota. Riot to taki brzydszy i silniejszy Venom, który chce podbić Ziemię. Trudne do wydedukowania, wiem. Zgadnijcie, czy mu się udaje?

Dobra, koniec o postaciach, bo jeszcze przypadkiem coś zaspoileruję. Jak ten film wygląda? 
Ano całkiem dobrze, Marvel nie wyłożył tyle kasy, co na takiego Iron Mana, ale film wygląda naprawdę dobrze, co ciekawe, symbionty wyglądają ładniej niż pościg samochodowy, który się tam pojawia. Może nie uczta dla oczu, ale całkiem miły posiłek.

No i najważniejsze, dawno się nie śmiałam w kinie. Ten film ma tyle DOBRYCH gagów, co chyba żaden marvelowski twór, gdzie cringe'owe dowcipy lecą kilka razy na scenę. Rozmowy Venoma i Eddiego są świetne, aż zapominamy o niedociągnięciach i tym jednym dialogu o ratowaniu świata (tfu). 

Idźcie obejrzyjcie to no

Duże ogłoszenie po latach

Czuję się ze sobą potwornie, przez to, że nie pisałam tak długo. Działy się różne rzeczy, które na to wpłynęły - np. ktoś przepisał moje opowiadanie w pierwszej osobie i wystawił na konkurs, dziękuję za bycie docenianą - ale postanowiłam (mam nadzieję) do tego wrócić. Prawdopodobnie niektóre rzeczy znikną, niektóre ulegną aktualizacji (Bohaterkę Fereldenu zaczęłam pisać w gimnazjum, a jestem na studiach, także wiem, jak bardzo przestarzałe jest to opowiadanie, nie obiecuję, że do niej wrócę, chociaż postaram się). Mam zamiar bardziej rozwijać kącik Recenzji, głównie będą filmy i seriale, może się nadarzyć jakaś książka lub gra, ale to rzadziej. W planach jest także coś w cyberpunkowym świecie, ale na razie tego nie określam, po prostu będzie. Dalej nie mam nikogo do redagowania, dlatego przepraszam z góry za wszystkie literówki, błędy interpunkcyjne i mój zapis dialogów, w ogóle za wszystko.
Także ten, czekajcie na moje wypociny.