sobota, 13 lutego 2016
Deadpool, krótka recenzja, wrażenia
Jeżeli chcecie na Walentynki iść do kina z drugą połówką,
w Dzień Desperacji dać sobie szansę lub po prostu obejrzeć zajebisty film –
Deadpool jak znalazł, jest już w kinie.
Od razu ostrzegam, dzieciaki poniżej osiemnastego roku
życia, radzę powiedzieć, że „zapomnieliście” dowodu, bo mimo znaczka „rated R”
(takie filmowe PEGI, to znaczy, że tylko 16+ wejdą), to w Polskich kinach – a
przynajmniej tym, w którym byłam – sugerują pełnoletność.
Deadpool to opowieść o gościu, który
ma raka.
Tak po prostu.
Odsyłam do romantycznego trailera.
Jeżeli jesteś facetem, a twoja słodka dziewczyna chce
tylko komedie romantyczne, to nie skłamiesz, jeżeli powiesz, że Deadpool to
komedia romantyczna.
No, bo jest śmiesznie, jest romans (są też odcięte
kończyny, striptizerki, tortury, metalowy koleś, piercing, okaleczenia, czarny
humor, żarty o pedofilii, babcia – była narkomanka, cycki, brutalne zabójstwa,
masturbacja i wiele innych, mniej istotnych rzeczy.) To komedia romantyczna!
Chyba, że Wasza druga połówka jest zajebista i też lubi
zajebiste filmy.
Ja, jako, że drugiej połówki nie mam, poszłam do kina
(poszłam, pff... POJECHAŁAM PRAWIE 20 JEBANYCH KILOMETRÓW W ZATŁOCZONYM BUSIE,
A POTEM SAMA MUSIAŁAM STAWIĆ CZOŁA STARYM ZNAJOMYM! Przyjaźń polega na wspieraniu się.) sama.
(Kupiłam sobie spodnie, yay).
Dawno się tak nie uśmiałam w kinie (dzisiejszy humor, nie
jest śmieszny). Ani przez chwilę nie byłam znudzona, nie zastanawiałam się, za
ile koniec (w miarę postępu fabuły łatwo było zauważyć), bo film ma powtórzony
schemat – protagonista znalazł sobie fajną dziewczynę, okazało się, że ma raka,
poszedł do kogoś, kto miał mu pomóc, ale trochę się zjebało (mam na myśli
twarz, na zwykłym trailerze widać), więc przez cały film protagonista poluje na
tego złego, zły porywa mu dziewczynę, protagonista zbiera ziomków i idą zajebać
tego złego, bohater ratuje dziewczynę. Koniec.
Spróbujcie powiedzieć, że to spoiler. Tego wszystkiego
można się domyślić z trailerów, a nie jest to nic ciekawego w tym filmie.
Mimo, że to odgrzewany kotlet miliona innych filmów, w
tym Marvelowskich, to jest to jeden z najlepszych filmów ostatnich lat. Poziom
żartów, szybkość akcji, świetne sceny walki.
Twórcy filmu zdawali sobie sprawę, że kopiują wszystko,
ze wszystkiego, dlatego Deadpool po prostu komentuje takie rzeczy. Raz nawet
spoileruje nam inny film, zanim zrobi coś... Po prostu coś, co rozjebało mnie i
całe kino. Ale ja nie spoileruję.
Bardzo się bałam, że Ryan Reynolds (wiecie, ta dupeczka)
zagra Wade’a Wilsona/Deadpoola, bo
1) Zagrał Deadpoola w Wolverinie i
wszyscy wiemy, że nie wyglądało to tak, jak powinno;
2) Ryan to śliczna dupeczka, którą widzę
tylko w komediach romantycznych (Ha! Ale trafił!);
3) Zielona Latarnia...
Ale Ryan okazał się w tej roli
świetny. Niezależnie od tego, czy miał maskę Deadpoola, czy nie (chociaż lepiej
było z nią) pokazywał, że potrafi zagrać dokładnie tak, jak widz tego chce –
zajebiście.
Powiem
jasno – nie czytałam żadnego komiksu z Deadpoolem, więc nie wiem, czy spełni
on oczekiwania prawdziwych fanów Marvela. Mnie, jako laikowi, który sięga tylko
po komiksy Star Wars, film się bardzo podobał (bardzo, bardzo, przebardzo, w
chuj). Czy taki hardcore’owy znawca Marvela też się zakocha? Nie wiem. Ale
każdy fan dobrego kina się zakocha.
Nie
chcąc powiedzieć jednego słowa za dużo, kończę. Tak, boję się, że zaspoileruję.
Zabierzcie
kogoś na ten film do kina albo idźcie sami, byleby tylko obejrzeć. Kawał
dobrego kina. Jeżeli wszystkie pozostałe filmy o bohaterach (czekam na
BatmanvSupermen, Suicide Squad i dam szansę Kapitanowi Ameryce) będą równie
dobre, to nie mamy się o co martwić, ten rok będzie świetny, dla wszystkich
fanów bohaterów (i Star Warsy w grudniu!).
Idźcie
kupić bilety. Już.
https://m.reddit.com/r/movies/comments/36xhvw/ryan_reynolds_as_deadpool_unmasked_onset_for_make/
http://www.foxmovies.com/movies/deadpool
http://www.latino-review.com/news/ryan-reynolds-confirms-deadpool-is-rated-r
http://www.filmweb.pl/film/Deadpool-2016-514675
wtorek, 9 lutego 2016
Bohaterka Fereldenu - rozdział 10
- Karczma „Pod Tłustą Świnią”. Nie
wiem, czy to ma nasz zachęcić, czy odstraszyć – powiedział Duncan. – Zatrzymamy
się tu na noc.
Madeline się nie odezwała. Była
cicho odkąd wydostali się z zamku, co trapiło Duncana. Widział w życiu wiele
okrucieństw, zdrad, morderstw. Ale nie przeżył nigdy takiego szoku, jak ta
dziewczyna. Cały jej świat, wszystko, co znała, wszystko, co kochała –
przepadło.
Przyglądał się jej przez jakiś czas
na zamku Couslandów. Była energiczna, żywa, radosna, gadatliwa, jej oczy
błyszczały, teraz były zamglone. Puste. Martwe. Czy Strażnicy mogli jej dać
nowe życie?
Weszli do obskórnej karczmy, przy
barze stał stary, gruby mężczyzna. Czyścił kubki, rozmawiając z jednym z
niewielu klientów. Duncan rozejrzał się. Poza tym, że nad kominkiem wisiał
świński łeb, miejsce wyglądało normalnie, a co najważniejsze – bezpiecznie.
- Szukamy noclegu – oznajmił
barmanowi Duncan.
Starzec krzywo spojrzał na Strażnika
– zwłaszcza na jego broń.
- Ile osób? – zapytał, pokazując
przy tym prawie bezzębną szczękę.
- Tylko dwie – odpowiedział,
wskazując głową na Madie, siedzącą przy jednym ze stolików.
Barman krzywo się uśmiechnął.
- Oż ty, staryś taki, a taką młodą
dziewkę żeś znalazł! Ładna, porządny cyc! – śmiał się gromko. – Ano jest
nocleg, ale – wybacz mi – pojedyncze łóżka. Jeden pokój, więc jakby co, to
tarzajta się na ziemi.
- Może być, dobry człowieku. –
Duncan wyjął sakiewkę i wcisnął barmanowi dwa suwereny. Starzec otworzył
szeroko oczy, niedowierzając. – Gdyby ktoś przyszedł i wypytywał o nią albo o
mnie, to ty, niestety, nic nie widziałeś.
Barman wyszczerzył się.
- Ano nic nie widziałem.
- Bardzo dobrze, przyjacielu. W
razie, gdyby ktokolwiek nas szukał, poinformuj mnie o tym – położył mu jeszcze
dziesięć srebrników na ladzie. – Daj nam teraz dwa kufle piwa. Macie tu coś do
jedzenia?
- Potrawka wyszła, ale zostało
trochę suszonego mięsiwa.
- Ujdzie.
Barman zadowolony kiwnął głową.
Duncan odszedł do stolika, gdzie Madeline patrzyła w przestrzeń. Pomimo kilku
większych siniaków, nie zauważył u niej większych obrażeń. Biorąc pod uwagę,
jak dużo żołnierzy przedostało się do zamku i jak wielu z nich padło od jej
miecza, dziewczyna musiała być świetnie wyszkolona.
- Możemy przez chwilę odsapnąć –
zagadnął Strażnik. - Zbierzemy zapasy i udamy się na południe, ku ruinom
Ostagaru. Tam stacjonuje armia króla Cailana.
- Czyli tam jest mój brat –
szepnęła.
To były jej pierwsze słowa od bardzo
długiego czasu. Wędrowali w ciszy od dwóch dni, byli wykończeni, ale może jej
stan psychiczny powoli się poprawiał. Duncan miał nadzieję, że przestała się
obwiniać za ucieczkę i śmierć rodziców.
- Stwórco, będę musiała mu o tym
opowiedzieć – mówiła. Do jej oczu napłynęły łzy. – Biedny Fergus...
Barman przyniósł im piwo i mięso,
Strażnik podsunął jej jedzenie pod nos.
- Zjedz coś.
Madeline spojrzała pusto na
jedzenie.
- Nie mam ochoty.
Duncan westchnął i wziął łyk piwa.
Było gorzkie, ale mało go to obchodziło.
- Wiem, że ci ciężko, wiem, że to
było dla ciebie trudne, ale nie możesz się poddać. Obiecałaś walczyć ze złem
większym niż Howe! – złapał ją za nadgarstek. – Poddając się, zdradzisz swojego
ojca.
Dziewczyna spojrzała na niego zimno
i wyszarpnęła rękę. Gwałtownie odsuneła krzesło i wstała.
- Gdzie idziesz?
- Przewietrzyć się – powiedziała
zdenerwowana i wyszła.
Duncana pocieszyła teraz jedna myśl
– teraz przynajmniej była wkurzona.
Po kilkudziesięciu minutach
Couslandka wróciła. Wróciła na swoje miejsce, jak gdyby nigdy nic i zaczęła
łapczywie pić piwo. Duncan uśmiechnął się, widząc jak płyn kapie jej z
podbródka.
- Bardzo chciało ci się pić –
zauważył.
Madeline otarła brodę i poprosiła
barmana o dolewkę.
- Odczuwam pragnienie, jak każdy –
prychnęła i zaczęła pić drugi kufel. Gdy go opróżniła, poprosiła o trzecią
kolejkę i zabrała się za jedzenie. Duncan przyglądał się jej z
zainteresowaniem. – Wiesz, co? – powiedziała z pełną buzią. – Masz rację. Nie
mogę się poddać.
Strażnik kiwnął głową z aprobatą.
- Nie mogę się poddać, bo muszę
zajebać tego psa, Howe’a.
Duncan westchnął i wstał od stołu.
- Pierwsze piętro, pokój na końcu
korytarza. Przyjdź jak skończysz.
Dziewczyna kiwnęła głową, a Duncan
udał się na spoczynek.
Gdy zapiał kogut, Strażnik od razu
się obudził. Na posłaniu obok leżała zakopana w pościel Madeline. W
przeszłości, gdy był złodziejem nauczył się poruszać niemal bezszelestnie. Nie
chciał jej budzić przedwcześnie. Cicho wyszedł z pokoju i zszedł na dół. Na
schodach usłyszał rozmowę.
- Jo żem nie widział, jak Stwórcę
kocham. Blondynek to u nas ni ma, niestety. Ta, o której mówisz, panie, wydaje
się być ładna. U nas tylko brzydule, zaniedbane wsióry, co dupska nadstawiają
przy byle okazji, żadnej szlachcianki.
Gdyby nie to, że Szary Strażnik sam
kazał barmanowi kryć go i Madie, to byłby gotów uwierzyć w jego słowa.
Najwyraźniej nie robił tego pierwszy raz. Miał nadzieję, że ci, którzy szukają
Couslandki dadzą się nabrać.
- Cóż, arl Howe płaci bardzo dużo za
znalezienie jej – rzekł człowiek Howe’a
- Howe da mi piniądze, jak wam
powiem, gdzie jest i ją znajdziecie?
Cholera, pomyślał Duncan. Położył
dłoń na mieczu.
- No, to w tym wypadku, powiem, co
panowie chcą.
Duncan powoli schodził. Jeżeli ich
zaskoczy, może uda mu się pokonać wszystkich.
- Była tu wczoraj, groziła mnie i
żonie mojej. Wredne dziewuszysko, a jam prosty człek, co żyć próbuje w naszym
pięknym Fereldenie.
Strażnik się zatrzymał. On dalej
blefuje, stwierdził w myślach Duncan.
- Wypytywała o przewoźników, to ja
jej, że najbliższy to dziesięć kilometrów na wschód, bo tu zadupie jakich mało.
Dziewka zabrała mi konia, którym syn z narzeczoną przyjechał i teraz młodzi
mają problem, bo jak tu podróżować mają. Jeszcze ta jego narzeczona, w ciąży.
Jak to tak, przed ślubem. No jak, powie mi pan?
Człowiek Howe’a westchnął.
- Ech, jak pan wychował, tak pan ma.
– Odwrócił się. – Słyszeliście, Couslandówa pojechała koniem na wschód. Ruchy.
I wyszli, tak po prostu. Duncan
chwilę poczekał, aż odjadą, po czym poszedł do barmana.
- Jestem dozgonnie wdzięczny, panie
– powiedział wdzięczny Strażnik.
Barman machnął ręką.
- Ludzie Howe’a i ich przywódca to
najgorsze ścierwa jakiem w życiu widział. Nawet jakbym was wydał, to by mi nie
zapłacili, ale ukatrupili, o! Bom szemrańców trzymom. Ja już nie raz miałem
takie sytuacje. No, ale to nie znaczy, że pozwalam wam tu zostać. Nicponie to
wy jesteście. Nie wiedziałem, że ta dziewka to szlachcianka, co uciekła przed
psami Howe’a.
- Zginęła cała jej rodzina –
powiedział Duncan.
Barman złapał się za serce.
- To strata. Wielka strata.
Couslandowie to porządni byli. Dbali o lud, dobrze było w Wysokożu i okolicach.
Biedna panienka.
Duncan kiwnął głową.
- Pójdę po nią i będziemy się
zbierać.
Poszedł na górę. Madeline dalej była
zakopana pod pościelą. Do tego pochrapywała.
- Madeline? – powtórzył to kilka
razy, aż szlachcianka się obudziła. – Czas wstawać.
Couslandka jęknęła zdenerwowana,
dość głośno i zawinęła się ponownie w kołdrę.
- Miałam nadzieję, że to tylko zły
sen.
- Zbieraj się, czas wyruszać.
Madie zebrała się w sobie i wstała.
Duncan wyszedł z pokoju i pozwolił jej się ubrać. Po kilku minutach wyszła,
uzbrojona i gotowa. Zeszli na dół, Strażnik oddał klucz do kwatery barmanowi.
- Panienko – zwrócił się do Madeline
– bardzo mi przykro, twoja rodzina – to byli dobrzy ludzie. Mam nadzieję, że
dorwie panienka Howe’a i pokaże mu, jak mszczą się Couslandowie.
Dziewczyna pierwszy raz się
uśmiechnęła. Delikatnie, niemal niezauważalnie, ale się uśmiechnęła. A w jej oczach
pojawiła się iskierka nadziei.
Szli dość szybko od kilku godzin,
nie odzywali się do siebie od opuszczenia karczmy. Podróżowali przez las, by
unikać ludzi Howe’a. Wprawdzie trafili na jedną grupkę, ale Madeline okazała
się być nawet lepszym kłamcą od barmana. Odżywała, najwyraźniej pragnienie
zemsty dało jej nową siłę, ale co potem?
Las był na tyle gęsty, by łatwo
ominąć ewentualnych ludzi Howe’a. Oczywiście, wszyscy działali nielegalnie.
Howe nie miał wytłumaczenia, dlaczego zaatakował zamek Couslandów i wszystkich
zabił. Bryce Cousland wysłał swoje wojska do króla, więc nikt nie mógł
powiedzieć, że zdradził koronę. Jeżeli Madeline dostanie się do Ostagaru, to
będzie bezpieczna, po zostaniu Strażniczką wpływy Howe’a nie będą miały prawa
nic jej zrobić. Dopóki go nie zabije, rzecz jasna.
Usłyszeli szczekanie.
- Psy – szepnął Duncan. Oboje wyjęli
miecze i skryli się w zaroślach. Ujadanie było coraz głośniejsze, jednak
wydawało się, że odgłos wydaje jedno zwierze.
- Czekaj, ja znam ten dźwięk – powiedziała
Madeline. Wychyliła się z zarośli i zobaczyła idącego w ich stronę mabari.
Rozpromieniła się w jednej chwili. – Davon! – prawie krzyknęła ze szczęścia.
Pies podbiegł i rzucił się na nią
przewracając na plecy. Zaczął lizać ją po twarzy, radośnie merdając ogonem.
- Pierwszy raz cieszę się, że tak
robisz – rzekła do psa, jednak po chwili zrzuciła go z siebie i mocno objęła. –
To mój mabari z zamku – wyjaśniła Duncanowi.
- Niezwykłe, że cie odnalazł.
Spojrzała z uczuciem w oczy
zwierzęcia.
- Bo to niezwykły pies – pogłaskała
go po głowie. Po chwili zmarszczyła brwi. – Jesteś głodny, Davon?
Mabari zaszczekał radośnie, gdy
Madie wyjęła kawałki suszonego mięsa i dała je psu.
Duncan z uśmiechem przyglądał się
dziewczynie, tak szczęśliwej, że nie straciła przynajmniej jednego.
Gdy nastał zmierzch rozbili obóz na
skraju lasu.
- Jeżeli się pospieszymy, do
Ostagaru dotrzemy jutro w południe – powiedział Duncan. – Tam zobaczysz, jakie
są pomioty.
- Mówisz, jakbyś miał obsesję –
odrzekła Madeline z ustami pełnymi suszonego mięsta. – Mam nadzieję, że tam
lepiej karmią – dodała, spluwając jedzeniem na bok. – Ohyda. To smakuje coraz
gorzej.
- To nie obsesja.
Madie wytarła twarz. Davon już się
przymierzał do tego, by ją oblizać, ale powstrzymała go ruchem ręki, przez co
pies smutno zapiszczał.
- Czyli to normalne u Szarych
Strażników? Stwórco – wywróciła oczami – to znaczy, że ja też tak będę miała...
– dodała lekceważącym tonem.
- Wydaje mi się, że wolałem cię, jak
się nie odzywałaś – powiedział spokojnie Duncan.
- Widzisz, mój nastrój jest tak
zmienny, jak strona Howe’a – skrzyżowała na piersi ramiona i znów spojrzała w
ten zimny sposób.
Duncan podniósł ręce na znak
kapitulacji.
- Nie wszyscy Strażnicy tacy są. Mam
najgorsze z możliwych doświadczenia, dlatego uważam problem pomiotów za bardzo
poważny – wyjaśnił stanowczo.
- Mianowicie? – Chciała, żeby jej
opowiedział. O komendantce, o skażeniu, o tym co się stało w podziemiu. –
Duncan?
- Może innym razem. Gdy już będziesz
Szarą Strażniczką – dodał.
Madeline westchnęła.
- Trzymam za słowo.
Subskrybuj:
Posty (Atom)